Prezes PZKol zapowiada: koniec wojny polsko-polskiej
Dariusz Banaszek, prezes Polskiego Związku Kolarskiego,
przez wiele lat brał w niej udział jako dyrektor sportowy, ale jeszcze wcześniej
starał się go wygrać. - Jechałem w pierwszej edycji wyścigu. Zaczynała się ona
od prologu, gdzie zająłem drugie miejsce za Czesławem Rajchem.- mówi, po
czym dodaje – Od tego czasu mam sentyment doWyścigu Solidarności. Jest to
impreza z historią, mająca dobrą opinię w środowisku. Robią ją ludzie których
znam od lat: przewodniczący komitetu organizacyjnego Waldemar Krenc i dyrektor
Tadeusz Skorek. Dla nas jako związku jest bardzo ważna, a w głowach kolarzy jest
imprezą numer 2 w Polsce.
Wśród faworytów prezes Dariusz Banaszek wypatruje Macieja Paterskiego
(CCC Sprandi Polkowice), Marka Rutkiewicza (Wibatech 7R Fuji), a także
swojego bratanka - Alana Banaszka. - Nie mówię tego ze względu na więzy
krwi tylko sądzę, że jeżeli dyrektor CCC Sprandi Polkowice Adam Wadecki
zdecyduje się na wystawienie Alana, to spokojnie stać go na zwycięstwo. Mam
wrażenie, że Polacy oglądają się na siebie i trochę lekceważą drużyny zza
granicy. Stąd wygrane w ostatnich latach Białorusina Yauhena Sobala (2016) czy
Holendra Johima Ariesena (2015). Jako prezes PZKol dążę do tego, by to
zmienić. Powinniśmy się zjednoczyć, jak kiedyś podczas wielkich wojen. W końcu
walczymy o punkty w bardzo istotnym rankingu światowym UCI – wyjaśnia.
Jeśli chodzi o trasę prezes Polskiego Związku Kolarskiego potwierdza opinię
srebrnego olimpijczyka z Seulu Marka Leśniewskiego, że przy podjazdach
pod zamek Kamieniec pod Krosnem w trzecim dniu wyścigu (w piątek 30 czerwca)
będzie można ugrać co najwyżej 10-15 sekund. - Nie jest to aż tak trudny
podjazd, by można było uciec na więcej sekund. Wiem, że dużo ekip chce wziąć
udział w Wyścigu Solidarności. Naprawdę już nie mogę się go doczekać – kończy.